3. Cel reinkarnacji

Wstęp
1. Niepokój ludzkości
2. Co to jest reinkarnacja
3. Cel reinkarnacji
4. Proces reinkarnacji
5. Dowody reinkarnacji
6. Dowody reinkarnacji - pamięć minionych wcieleń
7. Nadzieja ludzkości
1. Niepokój ludzkości
2. Co to jest reinkarnacja
3. Cel reinkarnacji
4. Proces reinkarnacji
5. Dowody reinkarnacji
6. Dowody reinkarnacji - pamięć minionych wcieleń
7. Nadzieja ludzkości
Wielkim celem reinkarnacji jest ewolucja.
Powracamy wielokrotnie na ziemię nie pod jakimś naciskiem z zewnątrz, ale wprost dlatego, że Dusza – nasze właściwe Ja – pragnie dalej rozwijać się, wzrastać i poznawać, aby stać się kiedyś swobodnym twórcą. Bodźcem, który na nowo sprowadza nas na ziemię, jest pragnienie doświadczeń i przeżyć, głód poznania, żądza pogrążenia się w tętniący ruch fizycznego życia. Wprawdzie żądza ta jest trudna do zrozumienia dla ludzi, którzy mieli ciężkie doświadczenia w poprzednim ziemskim życiu, bo nie mają wcale ochoty ich powtarzać; podobnie pod koniec jednego żywota nie nęci nas perspektywa powrotu na ziemię, wolelibyśmy odpoczynek w jakimś „raju”. Przetem nasza zwykła świadomość jest tylko cząstką świadomości całkowitej i nie zdaje sobie sprawy ani z celu, z użyteczności nawet najcięższych przeżyć i doświadczeń; widnokrąg jej jest bardzo ograniczony. Ale Jaźń głębsza, Dusza świadoma, widzi wielki choć daleki cel i rozumie, co może doń zbliżać.
Pojęcia, jakie ludzie mają o duszy są bardzo niewyraźne i nieokreślone, toteż nie rozumiemy, że dodatnie cechy – jak siła charakteru, bystrość intelektu, czy głęboka dobroć – które cenimy w ludziach, rozwijały się przez długie wieki wysiłków i pracy, a nie są bynajmniej darami kapryśnego losu. Dusza, podobnie jak ciało, rozwija się i rośnie. Podczas długiej serii bytowań budzą się, jedna po drugiej, jej cechy i zdolności, podobnie jak u dziecka budzi się i rozwija umysłowość wraz z fizycznym wzrostem.
Celem życia jest rozwinąć w nas ukryte; wrodzone moce; nic się nie dodaje do naszej duchowej jaźni, która wszystko w sobie zawiera; budzi się tylko to, co w niej drzemało, tak jak w ziarnie, które przejawia to, co w nim było w stanie potencjalnym ukryte.
Rozwój duszy jest przechodzeniem władz utajonych ze stanu uśpienia w stan czynny. A celem następujących po sobie ziemskich wcieleń jest dostarczenie takich bodźców, które najszybciej obudzą i wprowadzą w ruch wszystkie władze Duszy.
Duch nasz zawiera w sobie nieskończoność. Bóg mieszka w każdym człowieku. Jeśli ktoś posiada jakąś zdolność, której my nie posiadamy, jakąś cechę, która wzbudza w nas uznanie i zachwyt - nie sądźmy, że jest od nas bogatszy, że więcej mu dano; bynajmniej, on tylko tę stronę swej natury wcześniej od nas rozbudził.
Któż nam przeszkadza skupić wysiłek i wolę i tą samą cechę wydobyć z głębi własnej duszy? Jest to możliwe i nie nazbyt trudne.
Bogactwo wyobraźni artysty, harmonie natchnień muzyka; jasna i cierpliwa myśl uczonego; szerokość pojęć i syntez filozofa; a wreszcie olbrzymi rozum mędrca, a miłość świętego – wszystko to drzemie w naszych duszach i czeka chwili obudzenia się i przejawienia.
Myśląc o duchowej stronie wszechrzeczy widzimy, że nie ma spraw wielkich i małych, mądrych i głupich, bo wszystko jest duchem i Bogiem. Ale badając świat dalej widzimy, iż duch przejawia się mniej lub bardziej wyraźnie, zależnie od plastyczności form. Jeśli forma jest nieprzenikliwa, niezdolna do szerokiej skali wibracji, jak w człowieku dzikim na przykład, wówczas duch w nim ukryty nie może się prawie wcale przejawiać. Jeśli zaś forma jest przejrzysta, giętka i subtelna, o bardzo wysokim rozwoju, jej wewnętrzny Bóg objawia się w tak olśniewającej chwale i potędze, że pochylamy przed nim głowę w szczerym zachwycie i czci. Święty Paweł nazywał takie objawienie Chrystusem w człowieku.
Ewolucja form jest jednym z zadań wielkiej szkoły świata, ale nie jedynym, jest to tylko jedna strona ewolucyjnego procesu, drugą jest stopniowe rozszerzanie się świadomości. W miarę rozwoju form, życie w nich ukryte coraz szerzej może się przejawiać. Ewolucja form to powolna przemiana minerału w roślinę, rośliny w zwierzę, a zwierzęcia we wspaniale zbudowany organizm człowieka; a gdy ten organizm dosięga najwyższego rozwoju, gdy się w nim budzą dotąd „uśpione” wyższe zmysły, a system nerwowy i mózg dochodzą do doskonałości, może służyć jako narzędzie dla świadomości nadczłowieka. Zaś ewolucję życia można nazwać coraz większym rozszerzaniem się świadomości i coraz pełniejszym wyrażaniem się jej poprzez formę, czyli ciało, którego używa; coraz większe jego opanowanie, aż staje się podatnym i giętkim instrumentem, jak dobre skrzypce w ręku muzyka.
Dawni Riszi – mędrcowie i wieszcze Indii – twierdzili, że ludzkość jest „rasą” istot duchowych, które w niezmiernie odległej przeszłości dobrowolnie opuściły swą górną ojczyznę, aby zdobyć poznanie niższych, przejawionych światów; a z czasem władze nad wszelką materią słonecznego systemu, aby móc w niej swobodnie tworzyć, współdziałać świadomie i rozumnie z Wszechtwórcą. Mówią nam, iż rozpoczęły one niegdyś swą wędrówkę jako duchy doskonałe w swojej sferze we wszechświecie przejawionym; ale przekonały się wkrótce, że bez odpowiedniego narzędzia nie mogą poznać, a więc i zrozumieć najróżniejszych rodzajów wibracji otaczającej materii; ani uzyskać w niej oddźwięku na zmiany zachodzące w ich świadomości. A więc posiadały wprawdzie moc swego Boskiego Ojca, ale w stosunku do niższych sfer przejawionego świata znajdowały się jeszcze w stanie bezbronnym, nie mając nad nimi władzy.
Płynęły niezliczone wieki, a powoli uczyły się czynić materię podległą swej woli. Dziś, znajdując się w stadium ludzkim, doszły, czyli doszliśmy my, do rozumienia wibracji fizycznych, - najpowolniejszych z pośród wszystkich we wszechświecie - i umiemy, do pewnego stopnia kierować swym fizycznym ciałem; potrafimy również, w pewnej, choć nieznacznej jeszcze mierze, pojmować i rządzić wibracjami świata namiętności i wzruszeń; umiemy już, - biorąc pod uwagę ogólny rozwój współczesnej ludzkości – panować nad najbardziej pierwotnymi żądzami; choć wojna wykazała, że w podświadomych złożach psychiki, tak jednostek, jak grup, kryją się jeszcze najdziksze instynkty, żądza okrucieństwa – co jest odmianą żądzy władzy – gorsza niż u zwierząt, bo zasilona intelektem; ale chciejmy przypuszczać, że jednak większość ludzkości stoi już nieco wyżej, ponad tymi psychicznymi spaczeniami i osiągnęła stopień rozwoju, w którym umie rządzić, przynajmniej niższymi namiętnościami. Psychologia podświadomego zajmując się ukrytym i dla nas samych nieznanym, światem stłumionych popędów i uczuć, znacznie w tym pomaga; można więc powiedzieć, że poznawanie i rządzenie tym światem splątanych myślo-czuć jest właśnie teraz na warsztacie, dla znacznej części ludzkości. Ale jeszcze o wiele mniej zna ona sferę myśli, a najmniej – duszy.
Pamiętajmy, że wedle prastarej wiedzy Indii, jak i nauki okultystycznej, nasze fizyczne ciało jest otoczone i przeniknięte, dla zwykłego oka niewidzialną otoczką (aurą), materii świetlistej należącej do trzech sfer otaczających kulę ziemską, w tej aurze człowieka już przystosowanej i uorganizowanej w ciało-narzędzie każdej istoty ludzkiej; ciało eteryczne, składające się z subtelniejszych cząstek fizycznej materii, a będące przewodnikiem siły życiowej, tzw. Prany; następnie ciało astralne lub emocjonalne, poprzez które wyrażają się namiętności, żądze, wzruszenia i uczucia człowieka; ciało mentalne – narzędzia jego myśli, pojęć, pamięci, koncepcji itd.; oraz przyczynowe – zbudowane z najsubtelniejszej materii, tejże mentalnej sfery, a nazwane tak, gdyż jest czynnikiem ciągłości doświadczeń wielu żywotów. Wszystkie one stanowią narzędzia Ducha, są formami, które nieustannie urabia i używa jako swych przewodników. Nawet ciało przyczynowe (u ludzi o wyższym stopniu rozwoju) jest jakby świetlistym promiennym kielichem z przedziwnie subtelnej materii; w którym płonie – rzutowana z jeszcze o wiele wyższych sfer – cząstka życia Boga samego tzw. Monada lub jednostka świadomości duchowej. Ten Bóg-Duch w człowieku nie podlega ewolucji, gdyż w swojej sferze jest doskonały; on to jest źródłem wszystkich zdolności, potęg, talentów, które przejawiają się i wypowiadają jedne po drugich; w przeciągu niezliczonych wieków, poprzez jego powłoki-narzędzia.
Wszędzie wokół nas widzimy ludzi młodych i starych, wiek ich organizmów fizycznych liczy się na lata – od kolebki do grobu. W wielkiej szkole świata mamy i dusze młode lub stare, które jedne wcześniej, inne później rozpoczęły swą odkrywczą wędrówkę w niższe światy; a szerokie pole tej ich wędrówki liczy setki ziemskich żywotów, a są one tylko częścią cyklu ich żywota, tzn. czasu od wyjścia duszy ze swej ojczyzny ku ziemi, i z powrotem. Ale Duch jest poza czasem, jest bez początku ni końca, jest bezgraniczny i nieograniczony.
Czyż można znaleźć silniejszy bodziec do wysiłków, do cierpliwego stawiania czoła wszystkim przeciwnościom i ciosom życia, jak pewność, że największa moc jakiej możemy pragnąć; najbardziej świetlista wielkość duszy do jakiej wybiega nasza tęsknota; najwyższy szczyt człowieczeństwa jaki możemy sobie wyobrazić, już teraz istnieją w nas samych; ukryte, uśpione, jak ruń pod śniegiem, jak ziarna drzemiące w glebie; że zbudzić się muszą, że jest to nieuniknionym ich przeznaczeniem i nic nie może go powstrzymać? Jest to jeno kwestią dłuższego lub krótszego czasu, a ten od nas samych w znacznej mierze zależy.
Człowiek wzrasta w miarę, jak poznaje dwójnie przeciwieństw – rozkosz i ból, życzliwość i niechęć, przyciąganie i odpychanie, czyli sympatie i antypatie, powodzenie i klęski, zapał i zniechęcenie, aktywność i bierność, spokój i walkę, i to, co nazywamy dobrem, jak i to co nazywamy złem. Na niskim stopniu rozwoju nawet nienawiść jest dobra, bo staje się czynnikiem budzącym z tępoty i ociężałości; na tym poziomie każdy ruch jest dla ewolucji jednostki dobry, bo pomaga jej uczynić następny krok w rozwoju. Tylko to, co ewolucji przeszkadza, co ruch na przód wstrzymuje, zwalnia lub opóźnia, jest z punktu Przyrody – złe. A człowiek tylko przez własne doświadczenie poznać może zarówno fizyczne jak moralne prawa.
W naszych wielokrotnych wcieleniach na ziemi. Przyroda dba tylko o nasz rozwój, o budzenie ukrytych cech, o wyrabianie już obudzonych, o doskonalenie narzędzi jak i zawartości naszej psychiki i rozszerzanie zasobu naszej wiedzy; o wydobywanie z głębi coraz nowych warstw naszych potencjalności. Nie troszczy się wcale o nasze zadowolenie czy szczęście (dlatego nieraz „los” wydaje się nam okrutny), uczy nas drogą cierpliwych doświadczeń i prób; bowiem każde zdarzenie, niemal każdy krok w naszym życiu, przynosi nam jakieś „wyzwanie”, i oczekuje od nas „odpowiedzi”, a zawiera zawsze jakąś cenną naukę; skala jej użyteczności zależy właśnie od naszej „odpowiedzi”, od rodzaju reagowania, innymi słowy od stosunku do stających się wokół zdarzeń i napotykanych ludzi. Każda rzecz właściwie przyjęta może rozszerzyć nasz widnokrąg, wzbogacić nasze życie i wznieść je na wyższy poziom; z tego punktu patrząc można powiedzieć, że im cięższe spotykamy próby, im trudniejsze zadania, tym lepiej dla nas; powinniśmy być za nie wdzięczni „losowi”, bo przyspiesza nasz rozwój. To, co poczytujemy za nieszczęście i udrękę, może stać się najcenniejszą, błogosławioną nauką.
Największy błąd jaki popełniamy w stosunku do życia jest niezrozumienie jego wychowawczych celów; wciąż oczekujemy od losu czegoś przyjemnego, niemal żądamy powodzenia i szczęścia, a rzadko zastanawiamy się nad właściwym celem życia, jeszcze rzadziej umiemy w tym świetle spojrzeć na własny los. Metody wychowawcze Przyrody są inne aniżeli stosowane przeciętnie wśród ludzi. Istnieją dwa rodzaje nauczania, jeden z pomocą pamięci; ta gromadzi niezliczoną ilość faktów, które są mniej lub bardziej klasyfikowane, zależnie od indywidualnych zdolności i stopnia rozwoju umysłowego ucznia, z faktów tych wysnuwa się teorie i uogólnienia, najczęściej oderwane od naszego codziennego jak i głębszego życia; drugi – stosowany już dziś w pedagogice, zwłaszcza w wieku przedszkolnym, czyli w najmłodszych latach dziecka - jest wywoływaniem, drogą podsuwanych bodźców, reakcji głębszych, budzenie własnych zdolności, zastanowienia i twórczości dziecka, czyli jego potencjalnych władz. Pierwsza jest dotąd stosowana w przeważnej większości szkół i uniwersytetów całego świata; druga w nielicznych szkołach eksperymentalnych i w najnowszego typu przedszkolach; właśnie tą metodą posługuje się Przyroda w wielkiej Uczelni świata.
Stopniowo zaczynamy zdawać sobie sprawę, że prawdziwe wychowanie nie ogranicza się do studiowania różnych gałęzi wiedzy, jak matematyka, filozofia, biologia, języki - co pobudza tylko zdolności intelektualne; że wychowanie istotne powinno być wszechstronne i harmonijne, że ma urabiać charakter, budzić zmysł moralny oraz szlachetne uczucia, zasilać inteligencję, by nabrała zdolności do ścisłego, a nade wszystko samodzielnego myślenia, uczyć sprawności praktycznej i wyrobienia w stosunkach z ludźmi, i wreszcie rozwijać zdolność odczuwania rzeczy duchowych i boskich.
Takiego wychowania instytucje ludzkie dotychczas dawać nie potrafiły. Ale szkoła życia daje. Cały świat jest olbrzymią uczelnią, dostosowaną w najdrobniejszych szczegółach do potrzeb rozwoju i postępu milionów istot, znajdujących się na różnym poziomie, a zamieszkujących zarówno powierzchnię naszego globu, jak jego wewnętrzną i otaczającą atmosferę. Każde doświadczenie, jakie nam życie przynosi, wielkie czy drobne jest częścią ogólnej nauki.
Nie wszystkie istoty stoją na tym samym poziomie, więc nie mogą uczyć się tego samego. Ale wszystkie – czy to będzie atom, mikrob, roślina, ptak, człowiek, nadczłowiek czy anioł – spotykają takie przeżycia i doświadczenia, jakie im są potrzebne, by mogły uczynić krok naprzód na drodze ewolucji.
Na nieszczęście nie przyswoiliśmy sobie jeszcze tej prawdy. Czasem uznajemy jej słuszność, jeśli chodzi o bliźnich, ale do siebie zastosować jej nie umiemy. Jakże często się nam wydaje, że gdzieś w innym środowisku, rozwijalibyśmy się o wiele szybciej; narzekamy, że nie mamy odpowiednich warunków i nie chcemy zrozumieć, że te, w których się znajdujemy obecnie są najlepsze dla naszej nauki.
Jakże niewielu ludzi umie korzystać z nauk dnia powszedniego, chyba że zmusi ich do tego jakiś ból czy rozczarowanie. Potrzeba nieraz paru istnień, aby nauczyć się prostej zasady: „nie czyń drugiemu, co tobie nie miłe” i zrozumieć, że krzywdzenie innych jest złe, że musi nam przynieść cierpienie, i że ludzie będą nam zawsze odpłacać tą samą monetą. Tymczasem moglibyśmy to samo zrozumieć w ciągu jednego roku, gdybyśmy każde zdarzenie traktowali jako problem do rozwiązania; gdybyśmy skupili całą uwagę, by pojąć naukę jaką nam niesie; zamiast, jak to zwykle bywa, czuć się pokrzywdzonym przez los i rozgoryczać się nad jego rzekomą niesprawiedliwością. Jesteśmy jak dzieci, które gonią za barwnymi motylami; a w rozproszeniu swym dotykamy zaledwie powierzchni zdarzeń, które mogą zawierać głęboką naukę; każdy dzień może nam takie nauki nasuwać. Toteż ta sama, raz przeoczona nauka, musi powracać wielokrotnie w nieco zmienionej formie, dzień po dniu, rok po roku, a może nawet w paru istnieniach, dopóki wreszcie nie zrozumiemy jej wewnętrznego znaczenia. Czasem jakaś trudna lekcja życiowa, której treści nie chcemy zrozumieć, narzuca się nam podkreślona umyślnie cierpieniem i dopiero wówczas zmusza nas do zastanowienia. A czasem towarzyszy jej radość, aby rozbudzić w nas pragnienie jakiegoś osiągnięcia. Z nieskończoną cierpliwością Matka Przyroda stosuje najróżniejsze środki, by otworzyć ludziom oczy i pomóc przyswajać trudne nauki.
Gdybyśmy byli jako pojętni uczniowie, zmniejszylibyśmy znacznie sumę cierpienia, albowiem ból jest skutkiem nieznajomości lub nie poddawania się prawu, czy też upartej nieuwagi lub niechęci do przyswajania nauk.
Gdybyśmy naprawdę pragnęli zdobywać wiedzę życia i chętnie przyjmowali każde zdarzenie, rozumiejąc, że można je zmienić na cenny dar; gdybyśmy współdziałali z wielkim prądem ewolucyjnym, który kieruje się ku jedności Ducha, zamiast uparcie starać się płynąć przeciw prądowi, wzrastalibyśmy szybko i radośnie. Ileż nam czasu potrzeba, by zrozumieć, że wszechświat porusza się wedle niezłomnych praw, że otacza go boska miłość, a nieskończona mądrość kieruje zarówno wibracjami pojedynczego atomu, jak ruchami planet, rządzi życiem najniepozorniejszego z ludzi, jak i przeznaczeniem całych narodów!
Pamięć przeszłych doświadczeń, dostrzeganie ich związku i wyciąganie wniosków, stanowi wiedzę. Ale mądrość posiada tylko ten, kto zna głęboki wewnętrzny sens bytu i górny cel wszystkich wydarzeń i doświadczeń. Kto zna prawdę jedności wszechżycia i żyje według niej.
Jeśli spojrzymy w siebie i postaramy się sumiennie badać nasze myśli i ukryte pobudki, przekonamy się, iż większość trudności i cierpień spowodowanych jest egoizmem, namiętną chęcią wyłącznego posiadania rzeczy i ludzi.
Zasadniczo w przeciągu bardzo długiego czasu w naszej ewolucji, podczas całego cyklu zwanego w filozofii hinduskiej cyklem, albo „łukiem” zstępnym, który powinienby właściwie nosić miano inwolucji, bo jest to zstępowanie Ducha w światy coraz głębszej materii, którą ma poznać, opanować i urobić w niej swe odbicie, czyli „osobowość”, egoizm jest konieczny; jest on prawem koniecznym podczas budowania osobowości; zdobywanie, przyciąganie, gromadzenie i przyswajanie jest nieodzowne dla rozwoju samodzielnego ośrodka świadomości, działającego poprzez materię niższych sfer. Więc w tym okresie branie, czyli egoizm, nie jest bynajmniej zły, bo rozwojowi jednostki pomaga.
Staje się zły tj. przeszkadzający, a nawet wręcz tłumiący dalszy rozwój, gdy ośrodek naszej świadomości jest już zbudowany, „zindiwidualizowany” niejako i silny; gdy wchodzimy na drugi czyli wstępny „łuk” tj. w ewolucję właściwą, gdzie prawem jest dawanie, dzielenie się, współpraca, zamiast poprzedniego współzawodnictwa i zaborczości. Jest to moment dość krytyczny, zarówno w rozwoju jednostki jak społeczeństw, bo prawem bezwładności ciągnie w dół ku dalszemu różnicowaniu się i wyodrębnianiu, a to jest już prawem „wczoraj”. Innymi słowy można by porównać pierwszy okres do robienia zapasów własnych dóbr, a gdy ten dosięga maksimum, musi nastąpić oddawanie tego cośmy zgromadzili. Punkt przełomowy jest trudny. Ludzkość, jako całość, zdaje się do niego zbliżać, a może się nawet się w nim znajdować w tej chwili.
Trzeba zawrócić na własnej osi niejako, trzeba poznać nowe prawo i ochotnie się jemu poddać. Nie daje się to zazwyczaj bez walki, zmagań, buntów i „tragizmów”. Ciśnienie przyrody zmusza wreszcie do tego odwrócenia się od „wczoraj” i do przyswajania nauki „dziś” z rzutem w jutro. Wówczas egoizm zmienia się powoli w altruizm; czyli nie to nam daje radość i szczęście co możemy dla siebie zdobyć; a to czym się możemy z innymi podzielić; tendencja do chwytania i zagarniania zmienia się najprzód w pewną równowagę stwierdzenia: że nic z zewnątrz nie może być do naszej istoty dodane, że wszystko jest w nas, czyli wzrasta poczucie samo-starczalności; a po pewnym czasie zmagania się w nas dawnych nałogów z tym nowym odkryciem, przychodzi uczucie takiego bogactwa i pełni, że dawanie i dzielenie się staje się naturalną koniecznością, po prostu nie możemy żyć inaczej.
Przyroda powoli, bardzo powoli wskazywała nam i wpierw potrzebę i obowiązek dbania nie tylko o siebie, dzielenia się w kole najbliższej rodziny i przyjaciół, a potem grupy szerszej, aż na dużym już stopniu rozwoju czujemy za naród, i jesteśmy gotowi nawet siebie dlań poświęcić; aż w końcu czujemy za całą ludzkość; ten poziom odpowiada poznaniu najwyższego i najważniejszego prawa: jedności życia, czyli jedni w Duchu. Wówczas oddajemy wszystko radośnie, ofiara jest szczęściem, stajemy na progu nadczłowieczeństwa, bo Duch jest teraz zarządcą, zamiast osobowości rządzonej wyodrębniającym się egoizmem. A duchowość czyli życie według praw Ducha, to wszechmiłość i wszechjedność.
Jesteśmy już dziś na tyle „dojrzali”, że w głębokich warstwach naszej podświadomości kryją się wielowiekowe wspomnienia poprzednich żywotów, spędzonych w rozmaitych krajach, epokach, kulturach, raz jako mężczyzna, to znów jako kobieta, w narodach mniej lub bardziej cywilizowanych, w religiach prymitywnych i w najwyższych. Jakim więc nonsensem jest uważanie wyznawców innych niż obecna nasza religia, za mniej od nas cywilizowanych „pogan”; patrzenie z góry na tych, którzy innym imieniem nazywają Boga i innych niż my używają symbolów; wszak tak „niedawno” mogliśmy do tej religii należeć, a któż wie czy nie urodzimy się w niej w przyszłości. Podobnie się rzecz ma z antagonizmem rasowym; barwa skóry nie ma nic wspólnego z umysłowym i wewnętrznym rozwojem, mogliśmy sami „tylko co” nosić fizyczną powłokę, która się nam dziś wydaje oznaką „rasy niższej”. Są to przesądy, ciasne i niemądre, niezmiernie szkodliwe, bo zaprzeczające podstawowej prawdzie życia; podobnie jak i wynoszenie się ponad ludzi mniej od nas wykształconych czy zdolnych, mniej rozwiniętych, a nawet wykazujących widoczną „młodszość” od nas; mogliśmy zaledwie „wczoraj” przyswajać sobie z trudem nauki nad którymi ci od nas „młodsi” mozolą się dziś. Serdeczne koleżeństwo, rozumienie i pomoc należy się od nas tym braciom naszym w wielkiej rodzinie ludzkości. O ileż byłoby to łatwiejsze gdybyśmy zrozumieli, że w sferze duchowej stanowimy wszyscy jedność.
Gdybyśmy przyjęli ideę reinkarnacji - choćby jako roboczą hipotezę w braku innej, dostatecznie tłumaczącej zjawiska życia - przestalibyśmy biadać nad własnym losem; zazdrościć innym powodzenia czy zdolności, twierdzić, iż „niema na świecie sprawiedliwości”, bo człowiekowi nieetycznemu powodzi się, a inny uczciwy potyka się wciąż o trudności; potrafilibyśmy zrozumieć że każdy może mieć inne nauki do przyswojenia, bo w innym jest „wieku” i co innego jest prawem jego rozwoju. To tylko tzw. „sprawiedliwość” ludzka jest tak ciasna i ślepa, że taki sam kodeks prawny stosuje do prymitywnych psychik, zaledwie zaczynających sobie przyswajać praktycznie pewne zasadnicze pojęcia, co i do bystrych, intelektualnie rozwiniętych i już dobrze zdających sobie sprawę z tego co dobre, a co złe. Ale w królestwie Przyrody taka sama sprawiedliwość niezłomnych praw panuje w fizycznej jak w moralnej dziedzinie; myśli i uczucia, namiętności i pożądania, czyny i tęsknoty są wszystkie ważone na takich samych szalach i równie logiczne i nieodmienne przynoszą skutki; tylko „przestrzeń” na której działają i są widoczne jest inna, jedno życie czy ich dziesiątek.
Ileż to już razy przeżywaliśmy namiętną miłość i żądzę, jak i nienawiść i dziki mściwy gniew, walkę, zemstę, okrucieństwo i wszystkie niższe i pierwotne namiętności; mieliśmy już dość czasu, aby je poznać i przekonać się o ich szkodliwości, aby opanować je i przemienić we wzruszenia wyższe; poddawanie się im dziś jest cofaniem się wstecz, jest jedynym prawdziwym „grzechem” w ewolucji. Nie jest rzeczą zbyt trudną obserwując starannie swoje uczucia, pragnienia i wrodzone, a nie narzucone, wewnętrzne pojęcia i reakcje – czyli zmysł dobra i zła, egoizmu i altruizmu – zrozumieć na jakim dziś stoimy stopniu i co jest prawem rozwoju, w naszym „dziś”; a wtedy nie będzie też zbyt trudne znalezienie busoli dla indywidualnego postępowania, jak i wyrozumiałości w stosunku do innych.
Reinkarnacje można również nazwać procesem nieustannego umierania i odradzania się; a proces ten jest w przyrodzie powszechny. Wystarczy zastanowić się chwilę, aby przyznać, że umieranie jest naszym dobrym znajomym i nieustannym towarzyszem.
Biologia nam mówi, że tkanki naszego ciała wciąż się zużywają, czyli umierają i są zastępowane przez nowe; można powiedzieć, że całe fizyczne ciało tylko dlatego sprawnie funkcjonuje, że proces dostosowania się do zmiennych wymagań środowiska i wciąż zmieniających się warunków jest nieustanny. Czyli proces odradzania się jego komórek wciąż się dokonuje. Możemy powiedzieć, że i w naszych uczuciach – a więc i narzędziu ich - zachodzą również ciągłe zmiany, jest one wciąż w ruchu, jak woda poruszona różnymi uderzeniami wiatru. Inaczej czujemy jako dziecko, inaczej w wieku młodzieńczym i inaczej jako dojrzali ludzie, a zapewne inaczej też jako starcy; a zależy to nie tylko od zmian w mózgu i systemie nerwowym. Choć może się nam zdawać, że posiadamy szereg stałych, niezmiennych uczuciowo-myślowych przekonań, ukochań, czy dążeń, przy bliższym badaniu przekonamy się, że i te przechodzą wciąż różne przemiany i przeobrażenia; jeśli pogłębiają i wzbogacają, jeśli coraz szersze zataczają kręgi, tym lepiej dla nas, znaczy że ruch odradzania się jest stały, że stare formy uczuć – zwietrzała materia ciała astralnego – odpadają (umierają) a powstają nowe. Z konieczności zmienne warunki, spotkania, zdarzenia, wywołują nowe uczuciowe reakcje; a nieoczekiwane i wyjątkowe wstrząsy mogą wywołać niemal całkowite „zawalenie się” naszej emocjonalnej struktury, jakby burza wszystkie dotychczasowe uczucia zmiotła, pozostawiając ugór, na którym dopiero po pewnym czasie pojawia się nowa ruń.
Zdolność odradzania się wzruszeniowego stanowi głównie o psychicznej „młodości” człowieka. Krzepnięcia wrażliwości uczuciowej, obojętność, czyli nie odpowiadanie na bodźce, powolność wibracji, skostniałość i uparte zatrzymywanie się, jakby obiegu żywej „krwi” w uczuciowym organizmie – skleroza psychiczna – jest w istocie przewagą śmierci nad odradzaniem się; a zależy to od stopnia wpływu Ducha na to swoje narzędzie astralne. Można twierdzić z całą pewnością, że ten sam proces umierania i odradzania się „komórek”, a nawet całych organów naszego ciała astralnego jest równie nieustanny, jak przemiany zachodzące w ciele fizycznym, a nawet większy, bo materia jest lotniejsza.
Czyż nie to samo można powiedzieć i o umysłowości? Od kształtowania się pojęć, wyrabiania się umiejętności wyciągania wniosków, uogólnień, jakie tworzą się w wieku młodzieńczym, gdy reakcje życiowe są żywe, a ruch myśli szybki i gwałtowny, aż po „ustalenie się” przekonań, poglądów, wierzeń itd. i tu zmiany zachodzą wciąż i ciągle stare jest odrzucane – zamiera - a nowe powstaje lub zmienia, modyfikuje, przetwarza. Dawne pojęcia wietrzeją i bledną, nowe powstają wciąż; jeśli się rozszerzają i wznoszą, tym lepiej, a wszelkie zakrzepnięcie w „ustalonych zasadach”, wszelka niechęć do badania nowych, choćby rewolucyjnych idei, jest smutnym dowodem przewagi elementu śmierci nad odradzaniem się w naszym mentalnym organizmie.
Na szczęście pochód cywilizacji, nowe odkrycia nauk i rewolucyjne techniki, zmuszają myśli nawet przeciętnych ludzi do ciągłych odnowień swych pojęć; a liczne objawy materializmu przeważającego dziś w świecie, skłaniają wiele żywych umysłów do zastanowienia i jakby chęci neutralizowania tych wpływów przez głębsze koncepcje ideologiczne i rzetelniejsze uczucia religijne. Więc przemiany dokonywujące się wokół nas, w tak zdawałoby się przyspieszonym tempie w ostatnim dziesięcioleciu, wywołują i odpowiednio szybkie zmiany w umysłowościach ludzi.
Streszczając można powiedzieć, że zarówno nasze fizyczne jak i uczuciowe i myślowe organizmy podlegają nieustannym zmianom, które całkiem ściśle można nazwać procesem umierania i odradzania się. Idąc o krok dalej można stwierdzić, że śmierć i narodziny są to dwie strony tego samego procesu, gdyż odradzanie się jest niejako drugą połową śmierci. Każda istota umiera tylko po to, aby sie odrodzić.
Jeśli chodzi o człowieka zarówno w pierwszej połowie tego procesu, jak w drugiej, ciągłość jego świadomości nie przerywa się. Tożsamość świadomości jest zachowana poprzez niezliczone cykle śmierci i odrodzeń. I znów idąc o krok dalej, stwierdzić można, że stosunkowo mała zachodzi różnica, czy tysiące komórek naszego fizycznego ciała zamierają wciąż czy też wszystkie, nagle pozbawione siły, która trzymała je razem w zorganizowanym kształcie, rozpadają się na poszczególne cząstki, by wieść dalej całkiem inny żywot, gdy świadomość istoty, która ich zespołu używała cofa się w inną sferę bytowania odziana w inny organizm, z o wiele subtelniejszej materii. Czyli tzw. śmierć fizycznego ciała, jakiejkolwiek istoty żyjącej jest o wiele mniej „śmiercią”, aniżeli codzienne zanikanie poszczególnych komórek wchodzących w skład tego ciała; jest ona raczej rozpadnięciem się, rozłożeniem na drobne czynniki, które odtąd zmieniają rodzaj życia. Świadomość nie tracąc nic ze swej tożsamości pozbywa się tylko czy też odrzuca, jeden zorganizowany zespół komórek, aby dalej używać drugiego, z subtelniejszej i bardziej lotnej materii. Ani nasza natura uczuciowa, ani myślowa, nie zmieniają się bynajmniej przez fakt odrzucenia dotąd używanej materii fizycznej.
Ale ponieważ istotną, trwałą świadomość człowieka jest zarówno od zwykłych uczuć, jak myśli odrębna, ale – choć przez pewien ewolucyjny okres z nimi się identyfikuje i w tym jakby własnowolnie ogranicza się i „zaślepia” - przychodzi chwila, gdy wycofuje się i ze swego uczuciowego i myślowego narzędzia w bardzo podobny sposób, jak z fizycznego.
Czyli należy raz jeszcze powtórzyć: umieranie i odradzanie się jest ogólnym, powszechnym – o dwu częściach – procesem, który zachodzi zarówno podczas naszego życia na ziemi, w trzech naszych przewodnikach-narzędziach – organizmach fizycznym, emocjonalnym i mentalnym – jak i w okresie następującym po tym, co my nazywamy tu „śmiercią”.
Jednym z radośniejszych wniosków jaki może wyciągnąć z nauki o reinkarnacji jest stwierdzenie, że od nas, i tylko od nas, zależy poznanie własnej nieśmiertelności, jeszcze tu, za życia na ziemi; chodzi tylko o skierowanie uwagi ku temu czynnikowi naszej istoty, który trwa, który jest nieśmiertelny, czyli trzeba sięgnąć w to w nas, co zachowuje ciągłość świadomości.
Ale najważniejszą nauką Hinduizmu, którą trzeba dobrze zrozumieć, jeśli chce się ogarnąć znaczenie reinkarnacji, jest twierdzenie, które może najlepiej oddają słowa wielkiego współczesnego mędrca Szri Aurobindo, wolę je w całości przytoczyć: „Nasze pojęcia o wszechświecie, przyrodzie, istnieniu, nie ograniczają się do sfery fizycznej, ogarniają psychiczną i duchową. Duch, dusza, świadomość są wedle nas nietylko potężniejsze od materii, ale są ich źródłem i twórcą; wszystko inne bierze z nich swój początek. Wszelka siła i energia to wyrazy i władze ukrytego ducha; a mocą podtrzymującą świat jest świadoma Wola; przyroda jest jeno mechanizmem jej wykonawczych władz. Materia jest tylko narzędziem lub polem doświadczalnym świadomości, która się w niej ukrywa; fizyczny wszechświat jest ruchem Ducha, specjalną postacią lub odmianą tego ruchu. Człowiek swą myślą i życiem nie pochodzi od materii i nie jest jej na zawsze podległy; jest on duchem który tej materii używa i przez nią siebie wyraża”
To ujęcie jest kluczem do zrozumienia hinduskiej filozofii i psychologii; wedle niej życie człowieka wypływa z wewnątrz, z centrum niejako jego istoty, (Monady) dążąc do przejawienia się poprzez siedmiostrefowy wszechświat coraz gęstszej, czy bardziej, „materialnej” materii; świat fizyczny jest tego wszechświata najzewnętrzniejszą, powierzchnią niejako sferą; a fizyczne ciało człowieka jest najcięższą, najgrubszą, najmniej podatną, najtrudniejszą do opanowania, powłoką jego prawdziwej istności.
Ale trzeba podkreślić, że wedle tej filozofii materia jest pewną postacią ducha; (nazywa się ją często duchmaterią) nie istnieje nic „martwego”; cała istniejąca materia jest nietylko przeniknięta duchową energią i z nią nierozerwalnie złączona, ale może być zamieniana jedna w drugą; tzn. to, co jest „materią” w jednej sferze, jest „duchem” w niższej np. lotna materia świata astralnego może być uważana – i przez wielu jest uważana - za „duchową” w stosunku do materii fizycznej. Siedem wielkich sfer energii – które ogarniają wszystkość przejawionych światów – wszelkie w nich życie i wielkie formy, - to siedem stanów czy postaci ducha, od przenajwyższej świadomości do tejże, uwięzionej i zamkniętej (czasowo), aż w najgłębszą fizyczną materię naszej sfery.
W rozpatrywaniu nauki o reinkarnacji mówimy głównie o trzech powłokach czyli ciałach, człowieka – fizycznym, emocjonalnym i mentalnym. W każdej z tych sfer świadomość człowieka przejawia się i wyraża poprzez najzewnętrzniejszą powłokę. W życiu na ziemi uczucia swe i myśli człowiek wyraża poprzez widzialne, konkretne ruchy, czyny i dzieła. A gdy się od fizycznego ciała uwolni, wyraża się z tą samą swobodą i oczywistością przez swe narzędzie emocjonalne, w świecie tej subtelniejszej astralnej materii, która jest dlań wówczas równie konkretną, jak była fizyczna za życia na ziemi. To samo się powtarza w świecie mentalnym, gdy najzewnętrzniejszą powłoką świadomości człowieka jest jego organizm mentalny.
Te trzy nasze niższe narzędzia zostały nam przekazane z królestwa zwierzęcego; mają one za sobą miliony wieków ewolucji zanim stają się dostatecznie urobione – zwłaszcza ciało fizyczne, najdoskonalej ze wszystkich uorganizowane – i przygotowane do zstąpienia w nie iskry najwyższego Płomienia Świadomości, czyli Ducha boskiego.
Prawdą jest bowiem, że człowiek swą niższą naturą „pochodzi” od królestwa zwierzęcego, ale prawdą jest również, że Duch jego jest boski.
Przedziwne jest zjawisko tzw. „indywidualizacji”, czyli złączenia się duszyczki najbardziej rozwiniętego zwierzęcia, np. psa, w chwili jakiegoś najwyższego wzruszenia na jakie jest zdolny, ze spływającą z góry „potopem” energią boskiego Ducha, co tworzy tzw. „duszę ludzką” i jej narzędzie, zwane „ciałem przyczynowym”. Odtąd owa dusza ludzka jest oddzielona „przepaścią” od zwierząt, (ogniwo brakujące pomiędzy najwyższym zwierzęcym organizmem a najniższym ludzkim, nie zostało jeszcze przez naukę odkryte) choć dziedziczy od nich swą niższą naturę, którą będzie musiała opanować, aby się stała jej powolnym sługą; ale jest oddzielona również od Ducha, do całkowitego zjednoczenia z którym ma odtąd dążyć przez długie wieki, wznosząc niejako, wedle symboliki wschodniej, „ziemię w niebo” lub: powracając jako „Syn w Dom Ojca” gotów do współtworzenia razem z Nim.
Nie miejsce podawać tutaj szczegółowy opis tego przedziwnego zjawiska; wspomnę tylko, że nie jeden badacz uważa, iż zjawisko to odpowiada temu, co zostało nazwane symbolicznie w pismach hebrajskich „upadkiem Aniołów”. Owo zstąpienie Ducha w niższe sfery, aby je „wznieść” i powrócić po wiekach bogatszym w ich poznanie i władzę, jest sensem i celem całej ewolucji, której drobnym fragmentem jest jeden „cykl reinkarnacyjny”, a tym bardziej jego połowa, tj. jedno nasze życie na ziemi.
W symbolice wszystkich narodów starożytności istota ludzka jest przedstawiana jako napoły boska, a napoły zwierzęca (Grecja, Egipt itd.). W Indii mówi się, iż dusza człowieka musi zdobyć swą nieśmiertelność, co tłumaczy się wyraźnie w świetle tych badań – jasnowidzeniem – nad procesem „indywidualizacji”. Stwierdzają one, iż tzw. „dusza ludzka” nie jest jakąś mglistą, nieokreśloną istnością, niewiadomo w jakim pozostająca stosunku do tego, co zwykle (na nieszczęście) uważamy za siebie, tj. do fizycznego ciała; że jest ona ośrodkiem promiennej energii (trójcy duchowej – mocy, miłości, myśli twórczej) działającym w swej strefie poprzez swe narzędzie tj. „ciało przyczynowe”; które się składa, jakeśmy już wspomnieli, z najsubtelniejszej materii mentalnej sfery wszechświata. Przeznaczeniem i zadaniem tej „ludzkiej duszy” jest przejawić w niższych sferach, opanowując je i zdobywając pełną nad nimi władzę – swe boskie cechy i moce, poprzez pracę wielu ludzkich żywotów na ziemi. Dusza ludzka choć ma początek, bo jest „zrodzona w czasie”, nie ma końca, gdyż bierze udział w nieśmiertelności i niezniszczalności Ducha. Jej powolne opanowywanie niższych narzędzi i przejawianie coraz więcej swych twórczych cech i zdolności, wymaga oczywiście czasu, stąd następujące po sobie cykle inkarnacji; w każdej z nich wyciąga z ziemskich doświadczeń to, co jest najlepsze, najtrwalsze i w jej ewolucji pomocne; aż w końcu dochodzi do doskonałości tj. do pełnego przejawienia trzech postaci Ducha w ich płomiennej pełni, czyli osiąga szczyt ludzkiej ewolucji – Wyzwolenie, „Synostwo Boże” lub nadczłowieczeństwo.
To szkicowe podanie, tak ciekawej teorii reinkarnacji może zachęci czytelnika do dalszych studiów; ale chyba wystarcza, żeby zrozumieć czym jest w jej świecie to, co zostało nazwane wyżej „świadomą nieśmiertelnością”, a co należałoby raczej nazwać uświadomieniem sobie i w obecnym życiu, własnej nieśmiertelności. Przypomnijmy słowa św. Pawła, iż człowiek składa się z Ducha, duszy i ciała; różnica pomiędzy Duchem a duszą jest w nich wyraźnie zaznaczona. Możemy również pomyśleć o słowach Chrystusa, iż mamy się stać doskonali jako Ojciec nasz niebieski doskonałym jest; i zadać sobie pytanie czy byłoby to możliwe w przeciągu choćby najdłuższego, ale jedynego życia na ziemi? A cóż z tymi, którzy są jeszcze w stanie intelektualnego i moralnego dzieciństwa? Gdy się nad tym zastanowimy, teoria reinkarnacji wyda się nam może nie tylko logiczną i ciekawą, ale i prawdopodobną i w najwyższej mierze sprawiedliwą.
Powracamy wielokrotnie na ziemię nie pod jakimś naciskiem z zewnątrz, ale wprost dlatego, że Dusza – nasze właściwe Ja – pragnie dalej rozwijać się, wzrastać i poznawać, aby stać się kiedyś swobodnym twórcą. Bodźcem, który na nowo sprowadza nas na ziemię, jest pragnienie doświadczeń i przeżyć, głód poznania, żądza pogrążenia się w tętniący ruch fizycznego życia. Wprawdzie żądza ta jest trudna do zrozumienia dla ludzi, którzy mieli ciężkie doświadczenia w poprzednim ziemskim życiu, bo nie mają wcale ochoty ich powtarzać; podobnie pod koniec jednego żywota nie nęci nas perspektywa powrotu na ziemię, wolelibyśmy odpoczynek w jakimś „raju”. Przetem nasza zwykła świadomość jest tylko cząstką świadomości całkowitej i nie zdaje sobie sprawy ani z celu, z użyteczności nawet najcięższych przeżyć i doświadczeń; widnokrąg jej jest bardzo ograniczony. Ale Jaźń głębsza, Dusza świadoma, widzi wielki choć daleki cel i rozumie, co może doń zbliżać.
Pojęcia, jakie ludzie mają o duszy są bardzo niewyraźne i nieokreślone, toteż nie rozumiemy, że dodatnie cechy – jak siła charakteru, bystrość intelektu, czy głęboka dobroć – które cenimy w ludziach, rozwijały się przez długie wieki wysiłków i pracy, a nie są bynajmniej darami kapryśnego losu. Dusza, podobnie jak ciało, rozwija się i rośnie. Podczas długiej serii bytowań budzą się, jedna po drugiej, jej cechy i zdolności, podobnie jak u dziecka budzi się i rozwija umysłowość wraz z fizycznym wzrostem.
Celem życia jest rozwinąć w nas ukryte; wrodzone moce; nic się nie dodaje do naszej duchowej jaźni, która wszystko w sobie zawiera; budzi się tylko to, co w niej drzemało, tak jak w ziarnie, które przejawia to, co w nim było w stanie potencjalnym ukryte.
Rozwój duszy jest przechodzeniem władz utajonych ze stanu uśpienia w stan czynny. A celem następujących po sobie ziemskich wcieleń jest dostarczenie takich bodźców, które najszybciej obudzą i wprowadzą w ruch wszystkie władze Duszy.
Duch nasz zawiera w sobie nieskończoność. Bóg mieszka w każdym człowieku. Jeśli ktoś posiada jakąś zdolność, której my nie posiadamy, jakąś cechę, która wzbudza w nas uznanie i zachwyt - nie sądźmy, że jest od nas bogatszy, że więcej mu dano; bynajmniej, on tylko tę stronę swej natury wcześniej od nas rozbudził.
Któż nam przeszkadza skupić wysiłek i wolę i tą samą cechę wydobyć z głębi własnej duszy? Jest to możliwe i nie nazbyt trudne.
Bogactwo wyobraźni artysty, harmonie natchnień muzyka; jasna i cierpliwa myśl uczonego; szerokość pojęć i syntez filozofa; a wreszcie olbrzymi rozum mędrca, a miłość świętego – wszystko to drzemie w naszych duszach i czeka chwili obudzenia się i przejawienia.
Myśląc o duchowej stronie wszechrzeczy widzimy, że nie ma spraw wielkich i małych, mądrych i głupich, bo wszystko jest duchem i Bogiem. Ale badając świat dalej widzimy, iż duch przejawia się mniej lub bardziej wyraźnie, zależnie od plastyczności form. Jeśli forma jest nieprzenikliwa, niezdolna do szerokiej skali wibracji, jak w człowieku dzikim na przykład, wówczas duch w nim ukryty nie może się prawie wcale przejawiać. Jeśli zaś forma jest przejrzysta, giętka i subtelna, o bardzo wysokim rozwoju, jej wewnętrzny Bóg objawia się w tak olśniewającej chwale i potędze, że pochylamy przed nim głowę w szczerym zachwycie i czci. Święty Paweł nazywał takie objawienie Chrystusem w człowieku.
Ewolucja form jest jednym z zadań wielkiej szkoły świata, ale nie jedynym, jest to tylko jedna strona ewolucyjnego procesu, drugą jest stopniowe rozszerzanie się świadomości. W miarę rozwoju form, życie w nich ukryte coraz szerzej może się przejawiać. Ewolucja form to powolna przemiana minerału w roślinę, rośliny w zwierzę, a zwierzęcia we wspaniale zbudowany organizm człowieka; a gdy ten organizm dosięga najwyższego rozwoju, gdy się w nim budzą dotąd „uśpione” wyższe zmysły, a system nerwowy i mózg dochodzą do doskonałości, może służyć jako narzędzie dla świadomości nadczłowieka. Zaś ewolucję życia można nazwać coraz większym rozszerzaniem się świadomości i coraz pełniejszym wyrażaniem się jej poprzez formę, czyli ciało, którego używa; coraz większe jego opanowanie, aż staje się podatnym i giętkim instrumentem, jak dobre skrzypce w ręku muzyka.
Dawni Riszi – mędrcowie i wieszcze Indii – twierdzili, że ludzkość jest „rasą” istot duchowych, które w niezmiernie odległej przeszłości dobrowolnie opuściły swą górną ojczyznę, aby zdobyć poznanie niższych, przejawionych światów; a z czasem władze nad wszelką materią słonecznego systemu, aby móc w niej swobodnie tworzyć, współdziałać świadomie i rozumnie z Wszechtwórcą. Mówią nam, iż rozpoczęły one niegdyś swą wędrówkę jako duchy doskonałe w swojej sferze we wszechświecie przejawionym; ale przekonały się wkrótce, że bez odpowiedniego narzędzia nie mogą poznać, a więc i zrozumieć najróżniejszych rodzajów wibracji otaczającej materii; ani uzyskać w niej oddźwięku na zmiany zachodzące w ich świadomości. A więc posiadały wprawdzie moc swego Boskiego Ojca, ale w stosunku do niższych sfer przejawionego świata znajdowały się jeszcze w stanie bezbronnym, nie mając nad nimi władzy.
Płynęły niezliczone wieki, a powoli uczyły się czynić materię podległą swej woli. Dziś, znajdując się w stadium ludzkim, doszły, czyli doszliśmy my, do rozumienia wibracji fizycznych, - najpowolniejszych z pośród wszystkich we wszechświecie - i umiemy, do pewnego stopnia kierować swym fizycznym ciałem; potrafimy również, w pewnej, choć nieznacznej jeszcze mierze, pojmować i rządzić wibracjami świata namiętności i wzruszeń; umiemy już, - biorąc pod uwagę ogólny rozwój współczesnej ludzkości – panować nad najbardziej pierwotnymi żądzami; choć wojna wykazała, że w podświadomych złożach psychiki, tak jednostek, jak grup, kryją się jeszcze najdziksze instynkty, żądza okrucieństwa – co jest odmianą żądzy władzy – gorsza niż u zwierząt, bo zasilona intelektem; ale chciejmy przypuszczać, że jednak większość ludzkości stoi już nieco wyżej, ponad tymi psychicznymi spaczeniami i osiągnęła stopień rozwoju, w którym umie rządzić, przynajmniej niższymi namiętnościami. Psychologia podświadomego zajmując się ukrytym i dla nas samych nieznanym, światem stłumionych popędów i uczuć, znacznie w tym pomaga; można więc powiedzieć, że poznawanie i rządzenie tym światem splątanych myślo-czuć jest właśnie teraz na warsztacie, dla znacznej części ludzkości. Ale jeszcze o wiele mniej zna ona sferę myśli, a najmniej – duszy.
Pamiętajmy, że wedle prastarej wiedzy Indii, jak i nauki okultystycznej, nasze fizyczne ciało jest otoczone i przeniknięte, dla zwykłego oka niewidzialną otoczką (aurą), materii świetlistej należącej do trzech sfer otaczających kulę ziemską, w tej aurze człowieka już przystosowanej i uorganizowanej w ciało-narzędzie każdej istoty ludzkiej; ciało eteryczne, składające się z subtelniejszych cząstek fizycznej materii, a będące przewodnikiem siły życiowej, tzw. Prany; następnie ciało astralne lub emocjonalne, poprzez które wyrażają się namiętności, żądze, wzruszenia i uczucia człowieka; ciało mentalne – narzędzia jego myśli, pojęć, pamięci, koncepcji itd.; oraz przyczynowe – zbudowane z najsubtelniejszej materii, tejże mentalnej sfery, a nazwane tak, gdyż jest czynnikiem ciągłości doświadczeń wielu żywotów. Wszystkie one stanowią narzędzia Ducha, są formami, które nieustannie urabia i używa jako swych przewodników. Nawet ciało przyczynowe (u ludzi o wyższym stopniu rozwoju) jest jakby świetlistym promiennym kielichem z przedziwnie subtelnej materii; w którym płonie – rzutowana z jeszcze o wiele wyższych sfer – cząstka życia Boga samego tzw. Monada lub jednostka świadomości duchowej. Ten Bóg-Duch w człowieku nie podlega ewolucji, gdyż w swojej sferze jest doskonały; on to jest źródłem wszystkich zdolności, potęg, talentów, które przejawiają się i wypowiadają jedne po drugich; w przeciągu niezliczonych wieków, poprzez jego powłoki-narzędzia.
Wszędzie wokół nas widzimy ludzi młodych i starych, wiek ich organizmów fizycznych liczy się na lata – od kolebki do grobu. W wielkiej szkole świata mamy i dusze młode lub stare, które jedne wcześniej, inne później rozpoczęły swą odkrywczą wędrówkę w niższe światy; a szerokie pole tej ich wędrówki liczy setki ziemskich żywotów, a są one tylko częścią cyklu ich żywota, tzn. czasu od wyjścia duszy ze swej ojczyzny ku ziemi, i z powrotem. Ale Duch jest poza czasem, jest bez początku ni końca, jest bezgraniczny i nieograniczony.
Czyż można znaleźć silniejszy bodziec do wysiłków, do cierpliwego stawiania czoła wszystkim przeciwnościom i ciosom życia, jak pewność, że największa moc jakiej możemy pragnąć; najbardziej świetlista wielkość duszy do jakiej wybiega nasza tęsknota; najwyższy szczyt człowieczeństwa jaki możemy sobie wyobrazić, już teraz istnieją w nas samych; ukryte, uśpione, jak ruń pod śniegiem, jak ziarna drzemiące w glebie; że zbudzić się muszą, że jest to nieuniknionym ich przeznaczeniem i nic nie może go powstrzymać? Jest to jeno kwestią dłuższego lub krótszego czasu, a ten od nas samych w znacznej mierze zależy.
Człowiek wzrasta w miarę, jak poznaje dwójnie przeciwieństw – rozkosz i ból, życzliwość i niechęć, przyciąganie i odpychanie, czyli sympatie i antypatie, powodzenie i klęski, zapał i zniechęcenie, aktywność i bierność, spokój i walkę, i to, co nazywamy dobrem, jak i to co nazywamy złem. Na niskim stopniu rozwoju nawet nienawiść jest dobra, bo staje się czynnikiem budzącym z tępoty i ociężałości; na tym poziomie każdy ruch jest dla ewolucji jednostki dobry, bo pomaga jej uczynić następny krok w rozwoju. Tylko to, co ewolucji przeszkadza, co ruch na przód wstrzymuje, zwalnia lub opóźnia, jest z punktu Przyrody – złe. A człowiek tylko przez własne doświadczenie poznać może zarówno fizyczne jak moralne prawa.
W naszych wielokrotnych wcieleniach na ziemi. Przyroda dba tylko o nasz rozwój, o budzenie ukrytych cech, o wyrabianie już obudzonych, o doskonalenie narzędzi jak i zawartości naszej psychiki i rozszerzanie zasobu naszej wiedzy; o wydobywanie z głębi coraz nowych warstw naszych potencjalności. Nie troszczy się wcale o nasze zadowolenie czy szczęście (dlatego nieraz „los” wydaje się nam okrutny), uczy nas drogą cierpliwych doświadczeń i prób; bowiem każde zdarzenie, niemal każdy krok w naszym życiu, przynosi nam jakieś „wyzwanie”, i oczekuje od nas „odpowiedzi”, a zawiera zawsze jakąś cenną naukę; skala jej użyteczności zależy właśnie od naszej „odpowiedzi”, od rodzaju reagowania, innymi słowy od stosunku do stających się wokół zdarzeń i napotykanych ludzi. Każda rzecz właściwie przyjęta może rozszerzyć nasz widnokrąg, wzbogacić nasze życie i wznieść je na wyższy poziom; z tego punktu patrząc można powiedzieć, że im cięższe spotykamy próby, im trudniejsze zadania, tym lepiej dla nas; powinniśmy być za nie wdzięczni „losowi”, bo przyspiesza nasz rozwój. To, co poczytujemy za nieszczęście i udrękę, może stać się najcenniejszą, błogosławioną nauką.
Największy błąd jaki popełniamy w stosunku do życia jest niezrozumienie jego wychowawczych celów; wciąż oczekujemy od losu czegoś przyjemnego, niemal żądamy powodzenia i szczęścia, a rzadko zastanawiamy się nad właściwym celem życia, jeszcze rzadziej umiemy w tym świetle spojrzeć na własny los. Metody wychowawcze Przyrody są inne aniżeli stosowane przeciętnie wśród ludzi. Istnieją dwa rodzaje nauczania, jeden z pomocą pamięci; ta gromadzi niezliczoną ilość faktów, które są mniej lub bardziej klasyfikowane, zależnie od indywidualnych zdolności i stopnia rozwoju umysłowego ucznia, z faktów tych wysnuwa się teorie i uogólnienia, najczęściej oderwane od naszego codziennego jak i głębszego życia; drugi – stosowany już dziś w pedagogice, zwłaszcza w wieku przedszkolnym, czyli w najmłodszych latach dziecka - jest wywoływaniem, drogą podsuwanych bodźców, reakcji głębszych, budzenie własnych zdolności, zastanowienia i twórczości dziecka, czyli jego potencjalnych władz. Pierwsza jest dotąd stosowana w przeważnej większości szkół i uniwersytetów całego świata; druga w nielicznych szkołach eksperymentalnych i w najnowszego typu przedszkolach; właśnie tą metodą posługuje się Przyroda w wielkiej Uczelni świata.
Stopniowo zaczynamy zdawać sobie sprawę, że prawdziwe wychowanie nie ogranicza się do studiowania różnych gałęzi wiedzy, jak matematyka, filozofia, biologia, języki - co pobudza tylko zdolności intelektualne; że wychowanie istotne powinno być wszechstronne i harmonijne, że ma urabiać charakter, budzić zmysł moralny oraz szlachetne uczucia, zasilać inteligencję, by nabrała zdolności do ścisłego, a nade wszystko samodzielnego myślenia, uczyć sprawności praktycznej i wyrobienia w stosunkach z ludźmi, i wreszcie rozwijać zdolność odczuwania rzeczy duchowych i boskich.
Takiego wychowania instytucje ludzkie dotychczas dawać nie potrafiły. Ale szkoła życia daje. Cały świat jest olbrzymią uczelnią, dostosowaną w najdrobniejszych szczegółach do potrzeb rozwoju i postępu milionów istot, znajdujących się na różnym poziomie, a zamieszkujących zarówno powierzchnię naszego globu, jak jego wewnętrzną i otaczającą atmosferę. Każde doświadczenie, jakie nam życie przynosi, wielkie czy drobne jest częścią ogólnej nauki.
Nie wszystkie istoty stoją na tym samym poziomie, więc nie mogą uczyć się tego samego. Ale wszystkie – czy to będzie atom, mikrob, roślina, ptak, człowiek, nadczłowiek czy anioł – spotykają takie przeżycia i doświadczenia, jakie im są potrzebne, by mogły uczynić krok naprzód na drodze ewolucji.
Na nieszczęście nie przyswoiliśmy sobie jeszcze tej prawdy. Czasem uznajemy jej słuszność, jeśli chodzi o bliźnich, ale do siebie zastosować jej nie umiemy. Jakże często się nam wydaje, że gdzieś w innym środowisku, rozwijalibyśmy się o wiele szybciej; narzekamy, że nie mamy odpowiednich warunków i nie chcemy zrozumieć, że te, w których się znajdujemy obecnie są najlepsze dla naszej nauki.
Jakże niewielu ludzi umie korzystać z nauk dnia powszedniego, chyba że zmusi ich do tego jakiś ból czy rozczarowanie. Potrzeba nieraz paru istnień, aby nauczyć się prostej zasady: „nie czyń drugiemu, co tobie nie miłe” i zrozumieć, że krzywdzenie innych jest złe, że musi nam przynieść cierpienie, i że ludzie będą nam zawsze odpłacać tą samą monetą. Tymczasem moglibyśmy to samo zrozumieć w ciągu jednego roku, gdybyśmy każde zdarzenie traktowali jako problem do rozwiązania; gdybyśmy skupili całą uwagę, by pojąć naukę jaką nam niesie; zamiast, jak to zwykle bywa, czuć się pokrzywdzonym przez los i rozgoryczać się nad jego rzekomą niesprawiedliwością. Jesteśmy jak dzieci, które gonią za barwnymi motylami; a w rozproszeniu swym dotykamy zaledwie powierzchni zdarzeń, które mogą zawierać głęboką naukę; każdy dzień może nam takie nauki nasuwać. Toteż ta sama, raz przeoczona nauka, musi powracać wielokrotnie w nieco zmienionej formie, dzień po dniu, rok po roku, a może nawet w paru istnieniach, dopóki wreszcie nie zrozumiemy jej wewnętrznego znaczenia. Czasem jakaś trudna lekcja życiowa, której treści nie chcemy zrozumieć, narzuca się nam podkreślona umyślnie cierpieniem i dopiero wówczas zmusza nas do zastanowienia. A czasem towarzyszy jej radość, aby rozbudzić w nas pragnienie jakiegoś osiągnięcia. Z nieskończoną cierpliwością Matka Przyroda stosuje najróżniejsze środki, by otworzyć ludziom oczy i pomóc przyswajać trudne nauki.
Gdybyśmy byli jako pojętni uczniowie, zmniejszylibyśmy znacznie sumę cierpienia, albowiem ból jest skutkiem nieznajomości lub nie poddawania się prawu, czy też upartej nieuwagi lub niechęci do przyswajania nauk.
Gdybyśmy naprawdę pragnęli zdobywać wiedzę życia i chętnie przyjmowali każde zdarzenie, rozumiejąc, że można je zmienić na cenny dar; gdybyśmy współdziałali z wielkim prądem ewolucyjnym, który kieruje się ku jedności Ducha, zamiast uparcie starać się płynąć przeciw prądowi, wzrastalibyśmy szybko i radośnie. Ileż nam czasu potrzeba, by zrozumieć, że wszechświat porusza się wedle niezłomnych praw, że otacza go boska miłość, a nieskończona mądrość kieruje zarówno wibracjami pojedynczego atomu, jak ruchami planet, rządzi życiem najniepozorniejszego z ludzi, jak i przeznaczeniem całych narodów!
Pamięć przeszłych doświadczeń, dostrzeganie ich związku i wyciąganie wniosków, stanowi wiedzę. Ale mądrość posiada tylko ten, kto zna głęboki wewnętrzny sens bytu i górny cel wszystkich wydarzeń i doświadczeń. Kto zna prawdę jedności wszechżycia i żyje według niej.
Jeśli spojrzymy w siebie i postaramy się sumiennie badać nasze myśli i ukryte pobudki, przekonamy się, iż większość trudności i cierpień spowodowanych jest egoizmem, namiętną chęcią wyłącznego posiadania rzeczy i ludzi.
Zasadniczo w przeciągu bardzo długiego czasu w naszej ewolucji, podczas całego cyklu zwanego w filozofii hinduskiej cyklem, albo „łukiem” zstępnym, który powinienby właściwie nosić miano inwolucji, bo jest to zstępowanie Ducha w światy coraz głębszej materii, którą ma poznać, opanować i urobić w niej swe odbicie, czyli „osobowość”, egoizm jest konieczny; jest on prawem koniecznym podczas budowania osobowości; zdobywanie, przyciąganie, gromadzenie i przyswajanie jest nieodzowne dla rozwoju samodzielnego ośrodka świadomości, działającego poprzez materię niższych sfer. Więc w tym okresie branie, czyli egoizm, nie jest bynajmniej zły, bo rozwojowi jednostki pomaga.
Staje się zły tj. przeszkadzający, a nawet wręcz tłumiący dalszy rozwój, gdy ośrodek naszej świadomości jest już zbudowany, „zindiwidualizowany” niejako i silny; gdy wchodzimy na drugi czyli wstępny „łuk” tj. w ewolucję właściwą, gdzie prawem jest dawanie, dzielenie się, współpraca, zamiast poprzedniego współzawodnictwa i zaborczości. Jest to moment dość krytyczny, zarówno w rozwoju jednostki jak społeczeństw, bo prawem bezwładności ciągnie w dół ku dalszemu różnicowaniu się i wyodrębnianiu, a to jest już prawem „wczoraj”. Innymi słowy można by porównać pierwszy okres do robienia zapasów własnych dóbr, a gdy ten dosięga maksimum, musi nastąpić oddawanie tego cośmy zgromadzili. Punkt przełomowy jest trudny. Ludzkość, jako całość, zdaje się do niego zbliżać, a może się nawet się w nim znajdować w tej chwili.
Trzeba zawrócić na własnej osi niejako, trzeba poznać nowe prawo i ochotnie się jemu poddać. Nie daje się to zazwyczaj bez walki, zmagań, buntów i „tragizmów”. Ciśnienie przyrody zmusza wreszcie do tego odwrócenia się od „wczoraj” i do przyswajania nauki „dziś” z rzutem w jutro. Wówczas egoizm zmienia się powoli w altruizm; czyli nie to nam daje radość i szczęście co możemy dla siebie zdobyć; a to czym się możemy z innymi podzielić; tendencja do chwytania i zagarniania zmienia się najprzód w pewną równowagę stwierdzenia: że nic z zewnątrz nie może być do naszej istoty dodane, że wszystko jest w nas, czyli wzrasta poczucie samo-starczalności; a po pewnym czasie zmagania się w nas dawnych nałogów z tym nowym odkryciem, przychodzi uczucie takiego bogactwa i pełni, że dawanie i dzielenie się staje się naturalną koniecznością, po prostu nie możemy żyć inaczej.
Przyroda powoli, bardzo powoli wskazywała nam i wpierw potrzebę i obowiązek dbania nie tylko o siebie, dzielenia się w kole najbliższej rodziny i przyjaciół, a potem grupy szerszej, aż na dużym już stopniu rozwoju czujemy za naród, i jesteśmy gotowi nawet siebie dlań poświęcić; aż w końcu czujemy za całą ludzkość; ten poziom odpowiada poznaniu najwyższego i najważniejszego prawa: jedności życia, czyli jedni w Duchu. Wówczas oddajemy wszystko radośnie, ofiara jest szczęściem, stajemy na progu nadczłowieczeństwa, bo Duch jest teraz zarządcą, zamiast osobowości rządzonej wyodrębniającym się egoizmem. A duchowość czyli życie według praw Ducha, to wszechmiłość i wszechjedność.
Jesteśmy już dziś na tyle „dojrzali”, że w głębokich warstwach naszej podświadomości kryją się wielowiekowe wspomnienia poprzednich żywotów, spędzonych w rozmaitych krajach, epokach, kulturach, raz jako mężczyzna, to znów jako kobieta, w narodach mniej lub bardziej cywilizowanych, w religiach prymitywnych i w najwyższych. Jakim więc nonsensem jest uważanie wyznawców innych niż obecna nasza religia, za mniej od nas cywilizowanych „pogan”; patrzenie z góry na tych, którzy innym imieniem nazywają Boga i innych niż my używają symbolów; wszak tak „niedawno” mogliśmy do tej religii należeć, a któż wie czy nie urodzimy się w niej w przyszłości. Podobnie się rzecz ma z antagonizmem rasowym; barwa skóry nie ma nic wspólnego z umysłowym i wewnętrznym rozwojem, mogliśmy sami „tylko co” nosić fizyczną powłokę, która się nam dziś wydaje oznaką „rasy niższej”. Są to przesądy, ciasne i niemądre, niezmiernie szkodliwe, bo zaprzeczające podstawowej prawdzie życia; podobnie jak i wynoszenie się ponad ludzi mniej od nas wykształconych czy zdolnych, mniej rozwiniętych, a nawet wykazujących widoczną „młodszość” od nas; mogliśmy zaledwie „wczoraj” przyswajać sobie z trudem nauki nad którymi ci od nas „młodsi” mozolą się dziś. Serdeczne koleżeństwo, rozumienie i pomoc należy się od nas tym braciom naszym w wielkiej rodzinie ludzkości. O ileż byłoby to łatwiejsze gdybyśmy zrozumieli, że w sferze duchowej stanowimy wszyscy jedność.
Gdybyśmy przyjęli ideę reinkarnacji - choćby jako roboczą hipotezę w braku innej, dostatecznie tłumaczącej zjawiska życia - przestalibyśmy biadać nad własnym losem; zazdrościć innym powodzenia czy zdolności, twierdzić, iż „niema na świecie sprawiedliwości”, bo człowiekowi nieetycznemu powodzi się, a inny uczciwy potyka się wciąż o trudności; potrafilibyśmy zrozumieć że każdy może mieć inne nauki do przyswojenia, bo w innym jest „wieku” i co innego jest prawem jego rozwoju. To tylko tzw. „sprawiedliwość” ludzka jest tak ciasna i ślepa, że taki sam kodeks prawny stosuje do prymitywnych psychik, zaledwie zaczynających sobie przyswajać praktycznie pewne zasadnicze pojęcia, co i do bystrych, intelektualnie rozwiniętych i już dobrze zdających sobie sprawę z tego co dobre, a co złe. Ale w królestwie Przyrody taka sama sprawiedliwość niezłomnych praw panuje w fizycznej jak w moralnej dziedzinie; myśli i uczucia, namiętności i pożądania, czyny i tęsknoty są wszystkie ważone na takich samych szalach i równie logiczne i nieodmienne przynoszą skutki; tylko „przestrzeń” na której działają i są widoczne jest inna, jedno życie czy ich dziesiątek.
Ileż to już razy przeżywaliśmy namiętną miłość i żądzę, jak i nienawiść i dziki mściwy gniew, walkę, zemstę, okrucieństwo i wszystkie niższe i pierwotne namiętności; mieliśmy już dość czasu, aby je poznać i przekonać się o ich szkodliwości, aby opanować je i przemienić we wzruszenia wyższe; poddawanie się im dziś jest cofaniem się wstecz, jest jedynym prawdziwym „grzechem” w ewolucji. Nie jest rzeczą zbyt trudną obserwując starannie swoje uczucia, pragnienia i wrodzone, a nie narzucone, wewnętrzne pojęcia i reakcje – czyli zmysł dobra i zła, egoizmu i altruizmu – zrozumieć na jakim dziś stoimy stopniu i co jest prawem rozwoju, w naszym „dziś”; a wtedy nie będzie też zbyt trudne znalezienie busoli dla indywidualnego postępowania, jak i wyrozumiałości w stosunku do innych.
* * *
Reinkarnacje można również nazwać procesem nieustannego umierania i odradzania się; a proces ten jest w przyrodzie powszechny. Wystarczy zastanowić się chwilę, aby przyznać, że umieranie jest naszym dobrym znajomym i nieustannym towarzyszem.
Biologia nam mówi, że tkanki naszego ciała wciąż się zużywają, czyli umierają i są zastępowane przez nowe; można powiedzieć, że całe fizyczne ciało tylko dlatego sprawnie funkcjonuje, że proces dostosowania się do zmiennych wymagań środowiska i wciąż zmieniających się warunków jest nieustanny. Czyli proces odradzania się jego komórek wciąż się dokonuje. Możemy powiedzieć, że i w naszych uczuciach – a więc i narzędziu ich - zachodzą również ciągłe zmiany, jest one wciąż w ruchu, jak woda poruszona różnymi uderzeniami wiatru. Inaczej czujemy jako dziecko, inaczej w wieku młodzieńczym i inaczej jako dojrzali ludzie, a zapewne inaczej też jako starcy; a zależy to nie tylko od zmian w mózgu i systemie nerwowym. Choć może się nam zdawać, że posiadamy szereg stałych, niezmiennych uczuciowo-myślowych przekonań, ukochań, czy dążeń, przy bliższym badaniu przekonamy się, że i te przechodzą wciąż różne przemiany i przeobrażenia; jeśli pogłębiają i wzbogacają, jeśli coraz szersze zataczają kręgi, tym lepiej dla nas, znaczy że ruch odradzania się jest stały, że stare formy uczuć – zwietrzała materia ciała astralnego – odpadają (umierają) a powstają nowe. Z konieczności zmienne warunki, spotkania, zdarzenia, wywołują nowe uczuciowe reakcje; a nieoczekiwane i wyjątkowe wstrząsy mogą wywołać niemal całkowite „zawalenie się” naszej emocjonalnej struktury, jakby burza wszystkie dotychczasowe uczucia zmiotła, pozostawiając ugór, na którym dopiero po pewnym czasie pojawia się nowa ruń.
Zdolność odradzania się wzruszeniowego stanowi głównie o psychicznej „młodości” człowieka. Krzepnięcia wrażliwości uczuciowej, obojętność, czyli nie odpowiadanie na bodźce, powolność wibracji, skostniałość i uparte zatrzymywanie się, jakby obiegu żywej „krwi” w uczuciowym organizmie – skleroza psychiczna – jest w istocie przewagą śmierci nad odradzaniem się; a zależy to od stopnia wpływu Ducha na to swoje narzędzie astralne. Można twierdzić z całą pewnością, że ten sam proces umierania i odradzania się „komórek”, a nawet całych organów naszego ciała astralnego jest równie nieustanny, jak przemiany zachodzące w ciele fizycznym, a nawet większy, bo materia jest lotniejsza.
Czyż nie to samo można powiedzieć i o umysłowości? Od kształtowania się pojęć, wyrabiania się umiejętności wyciągania wniosków, uogólnień, jakie tworzą się w wieku młodzieńczym, gdy reakcje życiowe są żywe, a ruch myśli szybki i gwałtowny, aż po „ustalenie się” przekonań, poglądów, wierzeń itd. i tu zmiany zachodzą wciąż i ciągle stare jest odrzucane – zamiera - a nowe powstaje lub zmienia, modyfikuje, przetwarza. Dawne pojęcia wietrzeją i bledną, nowe powstają wciąż; jeśli się rozszerzają i wznoszą, tym lepiej, a wszelkie zakrzepnięcie w „ustalonych zasadach”, wszelka niechęć do badania nowych, choćby rewolucyjnych idei, jest smutnym dowodem przewagi elementu śmierci nad odradzaniem się w naszym mentalnym organizmie.
Na szczęście pochód cywilizacji, nowe odkrycia nauk i rewolucyjne techniki, zmuszają myśli nawet przeciętnych ludzi do ciągłych odnowień swych pojęć; a liczne objawy materializmu przeważającego dziś w świecie, skłaniają wiele żywych umysłów do zastanowienia i jakby chęci neutralizowania tych wpływów przez głębsze koncepcje ideologiczne i rzetelniejsze uczucia religijne. Więc przemiany dokonywujące się wokół nas, w tak zdawałoby się przyspieszonym tempie w ostatnim dziesięcioleciu, wywołują i odpowiednio szybkie zmiany w umysłowościach ludzi.
Streszczając można powiedzieć, że zarówno nasze fizyczne jak i uczuciowe i myślowe organizmy podlegają nieustannym zmianom, które całkiem ściśle można nazwać procesem umierania i odradzania się. Idąc o krok dalej można stwierdzić, że śmierć i narodziny są to dwie strony tego samego procesu, gdyż odradzanie się jest niejako drugą połową śmierci. Każda istota umiera tylko po to, aby sie odrodzić.
Jeśli chodzi o człowieka zarówno w pierwszej połowie tego procesu, jak w drugiej, ciągłość jego świadomości nie przerywa się. Tożsamość świadomości jest zachowana poprzez niezliczone cykle śmierci i odrodzeń. I znów idąc o krok dalej, stwierdzić można, że stosunkowo mała zachodzi różnica, czy tysiące komórek naszego fizycznego ciała zamierają wciąż czy też wszystkie, nagle pozbawione siły, która trzymała je razem w zorganizowanym kształcie, rozpadają się na poszczególne cząstki, by wieść dalej całkiem inny żywot, gdy świadomość istoty, która ich zespołu używała cofa się w inną sferę bytowania odziana w inny organizm, z o wiele subtelniejszej materii. Czyli tzw. śmierć fizycznego ciała, jakiejkolwiek istoty żyjącej jest o wiele mniej „śmiercią”, aniżeli codzienne zanikanie poszczególnych komórek wchodzących w skład tego ciała; jest ona raczej rozpadnięciem się, rozłożeniem na drobne czynniki, które odtąd zmieniają rodzaj życia. Świadomość nie tracąc nic ze swej tożsamości pozbywa się tylko czy też odrzuca, jeden zorganizowany zespół komórek, aby dalej używać drugiego, z subtelniejszej i bardziej lotnej materii. Ani nasza natura uczuciowa, ani myślowa, nie zmieniają się bynajmniej przez fakt odrzucenia dotąd używanej materii fizycznej.
Ale ponieważ istotną, trwałą świadomość człowieka jest zarówno od zwykłych uczuć, jak myśli odrębna, ale – choć przez pewien ewolucyjny okres z nimi się identyfikuje i w tym jakby własnowolnie ogranicza się i „zaślepia” - przychodzi chwila, gdy wycofuje się i ze swego uczuciowego i myślowego narzędzia w bardzo podobny sposób, jak z fizycznego.
Czyli należy raz jeszcze powtórzyć: umieranie i odradzanie się jest ogólnym, powszechnym – o dwu częściach – procesem, który zachodzi zarówno podczas naszego życia na ziemi, w trzech naszych przewodnikach-narzędziach – organizmach fizycznym, emocjonalnym i mentalnym – jak i w okresie następującym po tym, co my nazywamy tu „śmiercią”.
Jednym z radośniejszych wniosków jaki może wyciągnąć z nauki o reinkarnacji jest stwierdzenie, że od nas, i tylko od nas, zależy poznanie własnej nieśmiertelności, jeszcze tu, za życia na ziemi; chodzi tylko o skierowanie uwagi ku temu czynnikowi naszej istoty, który trwa, który jest nieśmiertelny, czyli trzeba sięgnąć w to w nas, co zachowuje ciągłość świadomości.
Ale najważniejszą nauką Hinduizmu, którą trzeba dobrze zrozumieć, jeśli chce się ogarnąć znaczenie reinkarnacji, jest twierdzenie, które może najlepiej oddają słowa wielkiego współczesnego mędrca Szri Aurobindo, wolę je w całości przytoczyć: „Nasze pojęcia o wszechświecie, przyrodzie, istnieniu, nie ograniczają się do sfery fizycznej, ogarniają psychiczną i duchową. Duch, dusza, świadomość są wedle nas nietylko potężniejsze od materii, ale są ich źródłem i twórcą; wszystko inne bierze z nich swój początek. Wszelka siła i energia to wyrazy i władze ukrytego ducha; a mocą podtrzymującą świat jest świadoma Wola; przyroda jest jeno mechanizmem jej wykonawczych władz. Materia jest tylko narzędziem lub polem doświadczalnym świadomości, która się w niej ukrywa; fizyczny wszechświat jest ruchem Ducha, specjalną postacią lub odmianą tego ruchu. Człowiek swą myślą i życiem nie pochodzi od materii i nie jest jej na zawsze podległy; jest on duchem który tej materii używa i przez nią siebie wyraża”
To ujęcie jest kluczem do zrozumienia hinduskiej filozofii i psychologii; wedle niej życie człowieka wypływa z wewnątrz, z centrum niejako jego istoty, (Monady) dążąc do przejawienia się poprzez siedmiostrefowy wszechświat coraz gęstszej, czy bardziej, „materialnej” materii; świat fizyczny jest tego wszechświata najzewnętrzniejszą, powierzchnią niejako sferą; a fizyczne ciało człowieka jest najcięższą, najgrubszą, najmniej podatną, najtrudniejszą do opanowania, powłoką jego prawdziwej istności.
Ale trzeba podkreślić, że wedle tej filozofii materia jest pewną postacią ducha; (nazywa się ją często duchmaterią) nie istnieje nic „martwego”; cała istniejąca materia jest nietylko przeniknięta duchową energią i z nią nierozerwalnie złączona, ale może być zamieniana jedna w drugą; tzn. to, co jest „materią” w jednej sferze, jest „duchem” w niższej np. lotna materia świata astralnego może być uważana – i przez wielu jest uważana - za „duchową” w stosunku do materii fizycznej. Siedem wielkich sfer energii – które ogarniają wszystkość przejawionych światów – wszelkie w nich życie i wielkie formy, - to siedem stanów czy postaci ducha, od przenajwyższej świadomości do tejże, uwięzionej i zamkniętej (czasowo), aż w najgłębszą fizyczną materię naszej sfery.
W rozpatrywaniu nauki o reinkarnacji mówimy głównie o trzech powłokach czyli ciałach, człowieka – fizycznym, emocjonalnym i mentalnym. W każdej z tych sfer świadomość człowieka przejawia się i wyraża poprzez najzewnętrzniejszą powłokę. W życiu na ziemi uczucia swe i myśli człowiek wyraża poprzez widzialne, konkretne ruchy, czyny i dzieła. A gdy się od fizycznego ciała uwolni, wyraża się z tą samą swobodą i oczywistością przez swe narzędzie emocjonalne, w świecie tej subtelniejszej astralnej materii, która jest dlań wówczas równie konkretną, jak była fizyczna za życia na ziemi. To samo się powtarza w świecie mentalnym, gdy najzewnętrzniejszą powłoką świadomości człowieka jest jego organizm mentalny.
Te trzy nasze niższe narzędzia zostały nam przekazane z królestwa zwierzęcego; mają one za sobą miliony wieków ewolucji zanim stają się dostatecznie urobione – zwłaszcza ciało fizyczne, najdoskonalej ze wszystkich uorganizowane – i przygotowane do zstąpienia w nie iskry najwyższego Płomienia Świadomości, czyli Ducha boskiego.
Prawdą jest bowiem, że człowiek swą niższą naturą „pochodzi” od królestwa zwierzęcego, ale prawdą jest również, że Duch jego jest boski.
Przedziwne jest zjawisko tzw. „indywidualizacji”, czyli złączenia się duszyczki najbardziej rozwiniętego zwierzęcia, np. psa, w chwili jakiegoś najwyższego wzruszenia na jakie jest zdolny, ze spływającą z góry „potopem” energią boskiego Ducha, co tworzy tzw. „duszę ludzką” i jej narzędzie, zwane „ciałem przyczynowym”. Odtąd owa dusza ludzka jest oddzielona „przepaścią” od zwierząt, (ogniwo brakujące pomiędzy najwyższym zwierzęcym organizmem a najniższym ludzkim, nie zostało jeszcze przez naukę odkryte) choć dziedziczy od nich swą niższą naturę, którą będzie musiała opanować, aby się stała jej powolnym sługą; ale jest oddzielona również od Ducha, do całkowitego zjednoczenia z którym ma odtąd dążyć przez długie wieki, wznosząc niejako, wedle symboliki wschodniej, „ziemię w niebo” lub: powracając jako „Syn w Dom Ojca” gotów do współtworzenia razem z Nim.
Nie miejsce podawać tutaj szczegółowy opis tego przedziwnego zjawiska; wspomnę tylko, że nie jeden badacz uważa, iż zjawisko to odpowiada temu, co zostało nazwane symbolicznie w pismach hebrajskich „upadkiem Aniołów”. Owo zstąpienie Ducha w niższe sfery, aby je „wznieść” i powrócić po wiekach bogatszym w ich poznanie i władzę, jest sensem i celem całej ewolucji, której drobnym fragmentem jest jeden „cykl reinkarnacyjny”, a tym bardziej jego połowa, tj. jedno nasze życie na ziemi.
W symbolice wszystkich narodów starożytności istota ludzka jest przedstawiana jako napoły boska, a napoły zwierzęca (Grecja, Egipt itd.). W Indii mówi się, iż dusza człowieka musi zdobyć swą nieśmiertelność, co tłumaczy się wyraźnie w świetle tych badań – jasnowidzeniem – nad procesem „indywidualizacji”. Stwierdzają one, iż tzw. „dusza ludzka” nie jest jakąś mglistą, nieokreśloną istnością, niewiadomo w jakim pozostająca stosunku do tego, co zwykle (na nieszczęście) uważamy za siebie, tj. do fizycznego ciała; że jest ona ośrodkiem promiennej energii (trójcy duchowej – mocy, miłości, myśli twórczej) działającym w swej strefie poprzez swe narzędzie tj. „ciało przyczynowe”; które się składa, jakeśmy już wspomnieli, z najsubtelniejszej materii mentalnej sfery wszechświata. Przeznaczeniem i zadaniem tej „ludzkiej duszy” jest przejawić w niższych sferach, opanowując je i zdobywając pełną nad nimi władzę – swe boskie cechy i moce, poprzez pracę wielu ludzkich żywotów na ziemi. Dusza ludzka choć ma początek, bo jest „zrodzona w czasie”, nie ma końca, gdyż bierze udział w nieśmiertelności i niezniszczalności Ducha. Jej powolne opanowywanie niższych narzędzi i przejawianie coraz więcej swych twórczych cech i zdolności, wymaga oczywiście czasu, stąd następujące po sobie cykle inkarnacji; w każdej z nich wyciąga z ziemskich doświadczeń to, co jest najlepsze, najtrwalsze i w jej ewolucji pomocne; aż w końcu dochodzi do doskonałości tj. do pełnego przejawienia trzech postaci Ducha w ich płomiennej pełni, czyli osiąga szczyt ludzkiej ewolucji – Wyzwolenie, „Synostwo Boże” lub nadczłowieczeństwo.
To szkicowe podanie, tak ciekawej teorii reinkarnacji może zachęci czytelnika do dalszych studiów; ale chyba wystarcza, żeby zrozumieć czym jest w jej świecie to, co zostało nazwane wyżej „świadomą nieśmiertelnością”, a co należałoby raczej nazwać uświadomieniem sobie i w obecnym życiu, własnej nieśmiertelności. Przypomnijmy słowa św. Pawła, iż człowiek składa się z Ducha, duszy i ciała; różnica pomiędzy Duchem a duszą jest w nich wyraźnie zaznaczona. Możemy również pomyśleć o słowach Chrystusa, iż mamy się stać doskonali jako Ojciec nasz niebieski doskonałym jest; i zadać sobie pytanie czy byłoby to możliwe w przeciągu choćby najdłuższego, ale jedynego życia na ziemi? A cóż z tymi, którzy są jeszcze w stanie intelektualnego i moralnego dzieciństwa? Gdy się nad tym zastanowimy, teoria reinkarnacji wyda się nam może nie tylko logiczną i ciekawą, ale i prawdopodobną i w najwyższej mierze sprawiedliwą.
![]() |
Jeśli podobał Ci się artykuł dodaj do niego swój głos |
![]() |
||
Zobacz ranking najbardziej popularnych artykułów na naszej stronie |